O przegadanych nocach i ławeczce naszej.
Pamiętam te ulice i lubelską bramę.
Na wskroś unoszą nasze oczy do patrzenia wciąż dalej
Ach młodzi my i już starzy czasem
Odpłyniemy
Nie mając już nic, tylko siebie nawzajem.
Ciała Świetliste
Drogi księżycu, kochane gwiazdy,
Gwiezdna mapo, słońce świetliste
Cztery płomienie światło dające.
Drogami zagubionych jesteście,
Światłem nadziei dla tych, którzy je stracili,
Księgą tajemniczą uczonych,
Nieznanym Światem za domem,
Mieszkaniami dla bezdomnych,
Bliskimi ludziom oddalonym,
Lekiem dla wszystkiego i wszystkich,
Nieskazitelnie czystymi i bez skazy.
Raz przyjaznymi, raz groźnymi,
Światło latarni na kosmicznym oceanie.
Ewa
Jawne komplety
W pięknej sali 110C
Z herbatką w dłoni
Przy śnieżnej scenerii
To jawna elegancja, kultura i szacunek
Dziękuję za ten pożyteczny podarunek
I godny autorytet
Marek
Gdy widzę Ją
Przypominam sobie dawne czasy
Czasy szkoły podstawowej
Czasy ładnych sal
Zabawnych uczniowskich grzeszków
I smacznych orzeszków
Nie była typową głosicielką
Choć z aparycji takową była
Mieliśmy z Nią przeżyć tylko jeden rok
A wyszły trzy wiosny
Marek
Obniżone temperatury, śnieg, zimne potoki
Ciepłe ubrania, ciepły dom, ciepłe sklepy
To oznacza przyjście zimy
Zima w Świdniku
Ładna jest jak ogień w świeczniku
Śnieg błyszczy w słońcu
Jak tysiące klejnotów
Śnieg pokrywa polany, drogi
Czasem nawet nogi
Spacerując po nim słychać koncert
Głośny i chrupiący
Czapkę noszę gdy zaatakuje nas mróz
Czerwoną jak strażacki wóz
Marek
---
Kolejna sekunda bez ciebie, smutek mnie ogarnia,
Nie ma cię znowu, wcale to nie frajda,
Wrócę tylko do domu, spojrzę przez okno
A tam deszcz, ponury obraz się we mnie maluje
Ludzie biegną uciekają przed naturą,
A ja wychodzę, chcąc połączyć się z żywiołem,
Bo on mnie rozumie on wie co czuje,
Nagle gasną światła, i gaśnie też moja nadzieja,
Jak latarnia we mgle która już statkom nie pomoże,
Wracam do domu, patrzę na telefon i widzę...
Wreszcie mi odpisałaś!
Cóż za wielkie szczęście,
Wyglądam przez okno a tam już słonecznie,
A gdy tylko Cię zobaczę upał czuje którego nic ugasić nie może,
Chyba że...
Kolejna sekunda bez ciebie...
Wojciech
---
W zimowe wieczory
Zawsze wybieram się na spacer
Świdnik pokryty bielą
Jest czysty jak woda z wodospadu
Zawsze na spacerze
Lubię chodzić ulicą Kruczkowskiego
Gdy jestem obok poczty
Patrzę na ten ośnieżony śmigłowiec
Czasami, gdy przechodzę w inną stronę
Nie ma go
Sprytny z niego chowaniec
Przechodzę dalej, wita mnie
Zawsze oświetlona Galeria Venus
W tle pełnym przejeżdżających samochodów
Marek
Ona jest jak nimfa krocząca po lesie zielonym, jak muza wszystkie moje myśli zmienia,
jak Afrodyta z piany się wyłania,
Gdy tylko spojrzę w jej oczy, czuje arkadię moje uczucia rozpalone płyną po oceanie bezkresnym którym daleko jeszcze od brzegu,
A gdy tylko znajdą tę ziemię rozpali się płomień w starej latarni, wtedy to wszystko się zmieni,
Wszystkie statki znajdą drogę,
Wtedy rozkwitnie
Stara latarnia i cały ten port zapomniany,
Gdy tylko mnie przytulisz i do snu utulisz
Wojciech